czwartek, 28 marca 2013

Nocleg na dworcu Trzonken

Szczególne miejsce na ziemi. Nocleg wyłuskany z tysiąca ofert. Miejsce z którego nie odjeżdżają pociągi. Nie ma tu poczekalni z drewnianymi ławami dla podróżnych, okienek kasowych gdzie można kupić bilet do pobliskiego Johannisburga czy też Arysa. Pewien znaczący etap w historii tego miejsca zakończył się w dniu 23 stycznia 1945 roku, kiedy to wieczorem przez stację przejechał ostatni pociąg ewakuacyjny z Rucianego i Pisza, docierając po kilku dniach przez Lötzen do Glommen.
Dzisiaj dworzec stacji Trzonken to kameralny pensjonat "Przysiółek Trzonki". Ukryty w leśnej otulinie, tuż przy trasie nr 63,  zaprasza w swoje podwoje pasjonatów mazurskich ostępów. Być może w nocy, kiedy wszystko wokół zamiera, ktoś usłyszy cichy gwizd lokomotywy i stukot kół wagonu.  

Pensjonat >>Przysiółek Trzonki<<

Dworzec Trzonken - dawnej. Zdjęcie z www.przysiolektrzonki.pl

Trzonken. Zacierający się napis na budynku.





Kartacze w Szczechach Wielkich

Doświadczony "powsinoga" wie, że w jedzeniu siła i po wyczerpującym, a jednocześnie owocnym zwiedzaniu Orzysza zatrzymałem się w zajeździe w Szczechach Wielkich jedynie na pierwsze w tym dniu esspresso. W wieczornych planach miałem obiadokolację w piskiej Baszcie.
Zajazd sprawiał wrażenie gościnnego miejsca. Pani Elżbieta, właścicielka lokalu, utwierdziła moje pozytywne wrażenia i z bogatej karty menu poleciła kartacze.

Kartacze......porawa regionalna, wg Wikipedii: "Jest to elipsowaty albo kulisty (...) składający się wewnątrz z przyprawionego mięsa mielonego (np. czosnkiem), a na zewnątrz z masy ziemniaczanej lub mączno-ziemniaczanej".
Te ziemniaczane faszerowane kluchy w parze z elbląskim Specjalem, prawdziwe "niebo w gębie" są najlepsze jakie miałem okazję kosztować w podróży po północno wschodnich kresach Polski. Gdybym miał możliwość decydowania o zawartości czerwonego przewodnika Michelin,  Zajazd Wiejski w Szczechach Wielkich otrzymałby ocenę: zobacz koniecznie i (***) gwiazdki. Zajazd Wiejski to szczególny lokal, obowiązkowy na regeneracyjny przystanek w podróży między Piszem a Orzyszem.


Zajazd Wiejski w Szczechach Wielkich. Zdjęcie z www.mojemazury.pl

Zajazd Wiejski od środka

Kartacze. Zdjęcie z www.smakowac.blogspot.com

poniedziałek, 4 marca 2013

Königsberg 161,3 km


Około ósmej wieczorem dojeżdżamy do Alt Jucha. Dotychczas Bóg prowadził nas w cudowny sposób - prawie u celu i z dala od Rosjan. Świadomość trudnej, wielkiej straty ziemi rodzinnej dotrze do nas pewnie dopiero wtedy, gdy już całkiem uspokoimy, i nie będa to łatwe chwile. Dzielimy ten los z niezliczonymi rodakami.
Maszerujemy wszyscy, obładowani prowiantem, na pociąg "nadziei". W pięć minut po tym jak dotałyśmy na miejsce, jeden z żołnierzy krzyczy: " To chyba ostatni pociąg do Königsberga"!!!!
Wszyscy ruszają, w noc ciemną jak smoła, chwytają bagaże. Dowiadujemy się, że pociąg odjeżdża za pół godziny. Wsiadamy do pociągu, przedział dla inwalidów, przez okno widzę czytelny napis: Königsberg 161,3 km.
Prawdziwe są i pozostaną wersy, które tak często towaryszyły nam w chwilach największej potrzeby:

"Ty znasz moja drogę, Ty znasz mój czas
Od dawna już gotów Twój plan
Twa miłość ostoją niczym głaz
Twa łaska mnie zbawi od ran"


Według niemieckich danych szacuje się, że swych stron ojczystych pozbawionych zostało od ośmiu do czternastu milionów Niemców.

Jurand z Puppen

Spore opady śniegu nie sprzyjały podróżowaniu samochodem.  Kierowałem się drogą nr 53 ze Szczytna do Rozóg i dalej do Ostrołęki. Przed wyjazdem z Olsztyna obdzwoniłem kilka gospodarstw agroturystycznych z pytaniem o nocleg. Udało mi się zarezerwować nocleg w domu leśniczego w Spychowie. Już nie raz mijając drogowskaz na Świętajno i dalej, zastanawiałem sie ile jest Sienkiewiczowskiego Spychowa w obecnym Spychowie. W mojej pamięci pozostały fragmenty opisu Juranda i jego grodu:
„Opowiadano też o Spychowie straszliwe rzeczy: że przez grząskie bagna, wśród drzemiących, zarosłych rzęsą i wodnym rdestem topielisk, wiodła do niego droga tak wąska, iż dwóch mężów na koniach nie mogło obok siebie po niej jechać; że po obu jej stronach walały się kości niemieckie, nocami zaś przechadzały się na pajęczych nogach głowy potopionych, jęcząc, wyjąc i wciągając ludzi razem z końmi w głębinę. Powtarzano, że w samym gródku częstokół przebrany był w czaszki ludzkie.
Minąłem Świętajno, dawniej Schwentainen  i dotarłem do celu. Spychowo w śnieżnej otulinie wyglądało bajecznie. Zatrzymałem się na pierwszej krzyżówce z ulicą Mazurską.


Ciekawy drogowskaz na rozstaju dróg

Po lewej stronie umiejscowione są budynki Nadleśnictwa i jezioro Spychowskie, po prawej szkoła i w oddali widać wieżę Kościoła Matki Bożej Nieustającej Pomocy, dawniej świątynia ewangelicko - augsburska.
Próbowałem wyobrazić sobie, gdzie mógłby istnieć gród Juranda?
"Prawdą w tym wszystkim było tylko to, że w zakratowanych jamach, wykopanych pod dworzyszczem w Spychowie, jęczało zawsze kilku lub kilkunastu jeńców i że imię Juranda straszniejsze było od owych wymysłów o kościotrupach i topielcach.”


Kościół pw.Matki Bożej Nieustającej Pomocy

Napis na podwalinie kościoła (9 VII 1903)



Neogotycka ambona

Wieczory przy kominku sprzyjają długim rozmowom i tak leśniczy wyjaśnił mi jak to było z tym Spychowem. Otóż  do 1945 r. miejscowość nazywała sie Puppen i dalej, Puppen tłumacząc z języka niemieckiego oznacza "lalki".


 
Puppen w Prusach Wschodnich

Po wojnie spolszczono nazwę na Pupy. I w tej postaci przetrwała do 1960 r. kiedy to na wniosek mieszkańców zmieniono nazwę na Spychowo. Stąd też moje mylne przekonanie o powiazaniu Juranda z obecnym Spychowem.

Dworzec lini kolejowej Olsztyn - Ełk, wybudowanej w 1884 r.


Kierunek - Ełk