Około ósmej wieczorem dojeżdżamy do Alt Jucha. Dotychczas Bóg prowadził nas w cudowny sposób - prawie u celu i z dala od Rosjan. Świadomość trudnej, wielkiej straty ziemi rodzinnej dotrze do nas pewnie dopiero wtedy, gdy już całkiem uspokoimy, i nie będa to łatwe chwile. Dzielimy ten los z niezliczonymi rodakami.
Maszerujemy wszyscy, obładowani prowiantem, na pociąg "nadziei". W pięć minut po tym jak dotałyśmy na miejsce, jeden z żołnierzy krzyczy: " To chyba ostatni pociąg do Königsberga"!!!!
Wszyscy ruszają, w noc ciemną jak smoła, chwytają bagaże. Dowiadujemy się, że pociąg odjeżdża za pół godziny. Wsiadamy do pociągu, przedział dla inwalidów, przez okno widzę czytelny napis: Königsberg 161,3 km.
Prawdziwe są i pozostaną wersy, które tak często towaryszyły nam w chwilach największej potrzeby:
"Ty znasz moja drogę, Ty znasz mój czas
Od dawna już gotów Twój plan
Twa miłość ostoją niczym głaz
Twa łaska mnie zbawi od ran"
Według niemieckich danych szacuje się, że swych stron ojczystych pozbawionych zostało od ośmiu do czternastu milionów Niemców.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz